czwartek, 28 grudnia 2006

Droga do Bangkoku wyglada tak.



Podroz do Bangkoku z Siem Reap w Kambodzy jest przezyciem samym w sobie i jak pomysle o tej drodze w porze deszczowej to raczej przekracza to moja wyobraznie. Podobno gdy pada i rzeka przerwie droge i rozleje sie po okolicy to wtedy autobusy dojezdzaja po obu stronach zalanej drogi a podrozni sa przemieszczani miedzy autobusami za pomoca lodzi w rwacych nurtach powodziowej rzeki. Mnie na szczescie to ominelo ale i tak niezle wytrzeslo. Droga jest caly czas w nieustannej budowie podczas podrozy mozna zaobserwowac kazde jej stadium. Od kolonnialnych pozostalosci waskiej drogi z szczatkowymi sladami asfaltu, poprzez gigantyczne wykopy, jeden pas gotowy do wylewania betonu i asfaltu po szeroka na 4 pasy gotowa droge pod beton i asfalt. Za jakis czas tego juz nie bedzie wiec przygody tez nie, wiec warto bylo jeszcze sie na to zalapac i przejechac. Ja to robilem w nie klimatyzowanym autobusie z chusta na twarzy bo inaczej by sie zakurzyl na smierc, ciekawy jestem jak wytrzymuja to ci goscie na pace tych Jeep'ow?! Podroz do Bangkoku z przesiadka na granicy zajela nam ponad 10h ale w porze deszczowej moze to byc nawet drugie tyle....
Zdjecia z przejazdu

Informacje praktyczne - przykladowe ceny w Kambodzy

hotel (dwojka) a/f zimna woda 5-8tys R
wiza jednorazowa w wawie 85pln
internet 1h 2-4tys R
tuktuk 6-8tys R
motocykl po miescie 3-4tys R
zupka z roznosciami 2-4 tys R
ryz/makaron z warzywami z miesem 3-8tys R
nalesnik z warzywami 3-6tys R
szaszlyk 500-1tys R
sajgonka 300 R
bulka na parze 2tys R
dobry obiad z grilla 3,5$
ananas/arbuz porcja 1-2tys R
mango 4tys R
piwo puszka/butelka 6-8tys R
piwo dzbanek 1l 6-10tys R
woda 1,5l 2-4tys R
woda 0,5l 1-3tys R
shake owocowy 2tys R
sok z trzciny cukrowej 500-1tys R

Cud Swiata czyli Angkor Wat



Jakies ponad 10 lat temu po raz piewrszy uslyszalem o Angkor Wat. Informacja pochodzila z ktoregos tam programy telewizyjnego. Do dzis pamietam jak zachwycano sie nad unikalna architektura obiektu oraz kultura i potega narodu ktory stwarzyl tak niepowtrzalny kompleks architektoniczny na skale swiatawa godnym nazwy jednego z cudow swiata! Poza zachwytami w programie wskazano na konieczniosc ochrony zabytku przed niczacymi czynnikami naturalnymi oraz niekontrolowanymi grabiezami licznych artefaktow z terenow swiatynnych. Komentator nie omieszkal wspomniec rozniez o naplywie coraz wiekszej rzeszy turystow i zadeptywaniu zabytku co nieuchronnie ma doprowadzic do jego degradacji oraz poglebienia zniszczen, zasmiecania i kradziezy.
Dzis uswiadamiam sobie ze ow program byl nakrecony niedlugo po tym, jak Kambodza po straszliwych latach rzadow cymbala Pol Pota i jego polplecznikow zaczela sie otrzasac ze swojego holocaustu i znow pojawili sie w kraju turysci oraz naukowcy i archeolodzy.
Teren Angkor Wat jest wielki. Najlepiej sobie wyobrazic sobie jego ogrom patrzac na zdjecie z lotu ptaka.
Ale czy rzeczywiscie jest sie nad czym zachwycac? Oczywiscie ze tak ale...
Nie byl bym soba gdyby sie nie pojawilo tradycyjne ale :P! Uwzgledniajac ze obiekt ma jakies 1500 lat i czas oraz miejsce w ktorym zostal wybudowany przy urzyciu niezbyt skomplikowanych czy wyrafinowanych narzedzi oraz urzadzen kaze zachwycic sie juz na sama mysl o Angkor Wat. Trzeba bylo nie malego rozmachu, pieniedzy i organizacji by stworzyc tak wspanialy kompleks budowlany! Biorac pod uwage ze w tym czasie w Europie gnilismy w okowach wczesnego sredniowiecza, paprzac sie jak swinie w blocie, budujac w stylu romanskim zgrzebne klitki okraglakow, tym bardziej jest sie czym zachwycac. Podczas najwiekszego swego rozkwitu Angkor Wat byl zamieszkany przez ponad milionowa spolecznosc Khmerow. Stworzyli oni wspanial kulture i architekture rozwijajc swoja potege poprzez podboj i kolonizacje okolicznych narodow i terenow. Byli wielcy, byli wspaniali, byli potezni i sie skonczyli....
Jak kazda wielka potega:Babilon, Grecja, Rzym, Mongolowie, Orda Osmanska w koncu upadli i znalezli sie na cale wieki w zapomnieniu. Wspaniale budowle, kopleksy swiantynne, zabudowania gospodarcze wszystko to bezlitosnie pochlonela dzungla za nic majac uwczesne swietosci, wspanialosc i kunszt rzemieslnikow oraz wladcow ktorzy stworzyli ogromnym kosztem swe dzielo. Czas, rabusie oraz wojny dopelnily dziela zniszczenia pozostawiajac na miejcu wspanialosci sterte kamieni porosnietych wybujala roslinnoscia.
Dzis rzad Kambodzy pragnie przy duzym wsparciu finansowym i technicznym licznych oragnizacji miedzynarodowych zachowac dla przyszlych pokolen kompleks Agkoru. Dokonuje sie wielu prac badawczych oraz konserwtorskich. Niektore obiekty celowo pozostawia sie pod dzialaniem natury by pokazac jak srodowisko naturalne potrafi poradzic sobie z dzialanoscia czlowieka ktory porzuca swe dzielo.
Wybralem sie jednodniowe zwiedzanie Angkor Wat wybierajac opcje "long tour" z kierowca Tuk Tuka wychodzac z zalozenia ze nie mozna dluzej ogladac nawet najwspanialszej ale nadal tylko kupy kamieni. Moja decyzja byla trafna, oczywiscie jak dla mnie. Po calym dniu od 0430 do 1700 zwiedznia mialem serdecznie dosc wszystkigo co bylo zbudowane z kamienia czy cegly i wymaglo by podziwiania. Zdaje sobie sprawe iz znawca architektury mogl by tam spedzic pewnie i kilka dni zachwyacajac sie wszelkimi detalami, no ale do tego potrzebne jest wczesniejsze przygotowanie i rzeczowa wiedza na dany temat.
W drodze powrotnej do hotelu zastanawialem sie co tez teraz moze wzbudzic moje wieksze zainteresowanie skoro zobczylem cos czym ponad dziesiec lat temu sie zachwycilem i nie bardzo wierzylem ze kiedykolwiek zobacze....

Duuuzo zdjec do ogladania!

sobota, 23 grudnia 2006

Battambang wycieczkowo


Zdjecia za Battambangu

Loozing po raz drugi



Lezenie na plazy i opalanie sie to jest to co tygryski lubia najbardziej. W Sihanouk ville jest fajnie i nie ma zbyt duzo turystow. Z to jest mafia internetowo transportowa oraz bandy malych zlodzieji plazowych. Pierwsza grupa okrada na zawyzonych i nie zbijalnych cenach dla bialych turystow a druga kradnie na twoich oczach wszystko co choc na chwile umknie twoje uwadze, Karloina tak starcila komorke!@#$%$%!!
Zajmowalismy sie nic nie robieniem i wtuczaniem dobrego plazowego zarcia oraz zrobilismy sobie calodniowa wycieczke z nurkowaniem. Nic dodac nic ujac, loozing po raz drugi :D

Zdjecia do loozingu

Nic Smiesznego



Dawno mnie tu nie bylo, znaczy sie bywalem ale z roznych powodow nie moglem pisac lub nie mialem natchnienia. Co poniektorzy mi tu juz robia podjazdy ze tylko pisuje slowo na niedzile. Ja sie z tym nie zgadzam. Po pierwsze bloga prowadze dla przyjemnosci i jak ktos ma ochote ze mna pogdac lub sie skontaktowac zawsze moze napisac maila co niewatpliwie sprawi mi przyjemnosc a poza tym bede sie czol zobligowany odpisac heheh.
No ale do rzeczy!
W czasach gdy mnie jeszcze nie bylo na swiecie pewna grupa ludzi wpadla na pomysl by ucielesnic sny o utopijnym spoleczenstwie socjalistycznym wymyslonym przez znana trojke myslicieli Europejskich znanych rowniez nam w Polsce :/
Na czele organizacji Angar stanol niejaki brat nr 1 czyli Pol Pot. Byl to jak sie okazalao nie tylko cymbal jakich malo ale do tego straszliwie okrutny i bestialski. Otoczyl sie gronem nie mniej nawiedzonych czobow jak on i wymordowal okolo 3mln swoich obywateli w imie utpijnego panstwa agrarno socjalistycznego. Storzyli oni specjalna tajna sluzbe do wylapywania i eksterminowania wszystkich ktorzy w jakikolwiek sposob mogli by zagrazac,w rzeczywisty czy tylko wyimaginowany sposob ich wladzy. Najbardziej znanym miejscem kazni i niesamowitych tortur okazala sie wiezienie w Phnom Penh znane pod nazw S-21 oraz wzgorza smierci tuz za miastem. Z 17000 ludzi ktorzy w ciagu 4 lat trafili do wiezienia tylko 7 przezylo, cala reszta w straszliwie prymitywny sposob zostala zamordowana, oraz zakopana w zbiorowych mogilach. Wsrod zamordowanych znalezc mozna przekroj calego spoleczenstwa pod wzgledem wyksztalcenia, wieku czy stanu posiadania. Co ciekawe Pol Pot polowe swoich najblizszych towarzyszy z polit biura takze kazal zamknac w owym wiezieniu gdzie zostali zakatowani na smierc tak jak reszta wspolwiezniow, ktorych sami wczesniej tam wysylali! Dzis, w Kambodzy mowia o nich "Klika Pol Pota" lub ultra komunisci. Co ciekwe zbrodniaze do dzis zyja posrod swego narodu w dostaku i dobrobycie nie niepokojeni przez rzad i panstwo. Ludnosc miejscowa co prawda wzrga sie na mysl o tamtych czasach ale w imie przyszlosci woli zapomiec o wszystkim i nie szukac sprawiedliwosci ani rozliczac przeszlosci.
Jak tak popatrzec w przeszlosc to przeciez wypisz wymaluj powtorka dzialalnosci znanej nam doskonale postaci Stalina. W imie podobnych pobudek wymordowal miliny swoich obywateli (na przyklad na Ukrainie) a co do specjalnych wiezien sluzacych eksterminacji niewygodnych przeciwnikow mamy az nad to przykladow, jak choc by Katyn, Charkow itp. Gdy tak sie przyjzec temu z bliska to okazuje sie ze ten Pol Pot i cala jego banda nie mieli az tak imponujacych wynikow. Ilu naszych oficerow i inteligencji Stalin z Beria zabili z jednym zamachem? Ilu obywateli ZSRR zginelo bo tak sobie wymyslil Stalin? Smieszne ale Beria tez popad w koncu w nielaske i Stalin go wyklonczyl!
Oczywiscie wymordowanie 3mln ludzi w kraju ktory obecnie liczy 14mln obywateli rzeczywiscie nie mialo prcedensu w przeszlosci.
Wniosek jest jeden , komunizm ani utopijny socjalizm nigdy nie mogly i nie moga sprawic by ludzie zyli sprawiedliwiej, bezpieczniej i szczesliwiej...

Zdjecia do tekstu

poniedziałek, 11 grudnia 2006

sobota, 9 grudnia 2006

Co Dai temple & Cu Chi Tunells


Informacje praktyczne - przykladowe ceny w Wietnamie

hotel z a/c i ciepla woda 7-15$ (Ha Noi)
hotel z a/f ciepla/zimna woda 5-7$ inne miasta
wiza jednorazowa w wawie 40$
taxi z lotniska w Ha noi 10$
bus z lotniska 2$
motocykl po miescie 1$
zupka Pho 4-8tys Dg
ryz/makaron z warzywami i miesem/krewetki 8-16tys Dg
nalesnik z warzywami i miesem/krewetki 8-25tys Dg
bulka a'la hot dog 8tys Dg
szaszlyk maly 2tys Dg
owoce morza w Ha noi 300-500tys Dg za 1 kilogram
bulka na parze 2-6tys Dg (zalezy od wielkosci)
wietnamski deser porcja 10-15tys Dg
ananas/arbuz porcja (1/2, 1/4) 2-4tys Dg
mango 1 szt. 8tys Dg
piwo Bia hoi szklanka 2-4tys Dg
piwo butelka/puszka 8tys Dg
woda 1,5l 5-8tys Dg
woda 0,5l 3-5tys Dg
shake owocowy 10-15tys Dg
sok z trzyciny cukrowej 1-2 tys Dg
lokalna wodka w sklepie 0,5l 30-40tys Dg
bimber na ulicy 0,5l 10tys Dg

Zielony bimber i ser w sprayu



I oto tak bardzo oczekiwany przez wszystkich nowy tekscik. Ostatnio nie czulem sie najlepiej i jakos mnie wena tworcza opuscila. Poczatkowo mial tu byc kolejny tekst dotyczacy pewnego wydarzenia, jednak z uplywem czasu postanowilem uczynic go pewnego rodzaju podsumowaniem podrozy po Wietnamie.
Tytulowa sytuacja miala miejsce pierwszego dnia po naszym przybyciu do Sajgonu. W hotelu bylismy kolo 1600 dosc zmeczeni 16h podroza, dlatego tez wieczorem postanowilismy zrobic tylko maly spacer nad rzeke. Bedac prawie juz u celu naszej przechadzki spostrzeglem grupke Wietnamczykow jedzacych kolacje i pijacych odblaskowo zielony alkochol. Poniewaz bardzo mnie zaitrygowal, postanowilem go zakupic, ale w pobliskiej knajpie go nie sprzedawali. Bylem tym zawiedziony, jednak moja ciekwosc byla tak duza, ze postanowilem sie spytac co to jest panow ktorzy popijali z dos duzym zadowoleniem rzeczony bimberek. Spotkalem sie z bardzo milym odzewem i natychmiast zostalem poczestowany lufeczka zielonego napitku - okazal sie smacznym i nie zbyt mocnym lokalnym bimbrem o przyjemnym smaku i zapachu. Poniewaz Wietanmczycy bardzo nalegali bysmy sie przysiedli, zostalismy. Spedzilismy z nimi kolo 3h. W tym czasie zrobilismy caly bimber do konca z polowy 5l baniaczka (z czyms mi sie ten 5l baniaczek kojazy :P). Krolina rowniez dzielnie mnie wspierala nie wiele opuszczajac kolejek. Zostalismy wspaniale ugoszczeni nie tylko bimberkiem ale takze lokalna strawa oraz owocami na zagryche a takze tytulowym serem chedar w sprayu co bylo da mnie nowym doswiadczeniem gastronomicznym. Jeden z Wietnamczykow powiedzial ze nie wie co jest napisane na opakowaniu ale wie ze to ser wiec go kupuje i juz! Bardzo milo nam sie rozmawialo i jedynie bladzacy wzrok naszych gospodarzy podpowiadal nam ze niedlugo skoncza pod stolem. Oczywiscie, jak zawsze w takich przypadkach wymienilismy sie toastami, choc wydaje mi sie, ze jednk latwiej nam Polakom powiedziec "Rou l" niz Wietnamczykom "na zdrowie"! Gospodarze dlugo trzymali fason ale po jakims czasie pojedynczy wspolbiesiadnicy chwiejnym jednosladem poczeli odalac sie na z gory upatrzone pozycje. Ostatecznie pozostalismy z wlascicielem stoliczka oraz jego dwoma przyjaciolmi tudziez bracmi, w sumie z nami 5 osob, by dokonczyc pozostaly alkochol. Bylo mi ich troche szkoda bo panowie resztakami sil utrzymywali pion, ale wciaz zachowywali sie bardzo serdecznie i widac bylo ze bardz chca z nami wypic do konca zielone procety. W tak zwanym miedzyczasie zona gospodarza (jak to kobieta) cos tam pogadala zrobila przytupa i poszla spac. Jednak po godzinie wyslala "mamusie" by przywolala synka do porzadku. To niesamowite, ale choc nie znam nic a nic Wietnamskiego, od razu zaczailem o co biega i zaczolem sie smiac z Karolina z tej sytuacji. Nie pozostalo to niezauwazone, wiec musielismy sie wytlumaczyc, a gdy to zrobilismy wtedy wszyscy mieli polewke z tego, ze mamusie na caly swiecie, gdy gderaja na picie swoich mezow czy synow zawsze maja ta sama postawe , glos i mimike twarzy heheheheh! :D
Sytuacja ta, uswiadomila mi, dwa zgola rozne oblicza Wietnamczykow. Sa to ludzie bardzo otwarci i goscinni, ciekawi ludzi i kultury zachodu, bo chyba tak powinienem rozumiec gdy mowili o "foreigner friends" from Ba Lan. Byla to kolejna sytuacja gdy sam fakt bycia obcokrajowcem powodowal chec spedzenia z nami czasu i ugoszczenia jak najlepszych przyjaciol.
Drugie oblicze to te, ktore juz troche przedstawiem w tekscie z "bialasem". Jednak dopiero w trakcie podrozy do Kambodzy moj mlody przewodnik powiedzial to wprost przy okazji dyskusji o zawyzonej cenie za bulke a'la Hot Dog: "... wy przyjezdni jestescie bogaci, wiec to normalne, ze musicie placic za wszystko podwojnie, bo i tak was na to stac!"
Przykre ale prawdziwe. Niestety kazda proba wytlumaczenia, ze aby wyjachac my tez musimy ciezko pracowac, oszczedzac urlop i pieniadze, ze koszty zycia w Europie sa nieporownywalnie wieksz niz w Azji nie wywolywala w rozmowcy nalezytego zrozumienia.
Pewnie mozna by na ten temat dlugo jeszcze dewagowac, ale chyba nie warto, bo Azjaci i tak tego nie chca lub nie potrafia zrozumiec, iz turysta to nie jest to samo co "beczka z $".
Tegoroczny pobyt w Wietnamie byl o tyle cenniejszy ze juz moglem chadzac swoimi sciezkami i odkrywac to co poprzedno pomijalem lub pozostawialem niezauwazone. Wielokrotnie rowniez przekonalem sie o goscinnej bezinteresownosci wielu mieszkancow Wietnamu. Zmienilo to napewno moj dotychczasowy sposob postrzegania Ich. Byc moze kiedys bedzie mi dane znow przyjechac do Wietnamu by po raz kolejny odkrywac to co pozostalo jeszcze przede mna ukryte....

Spacerowym krokiem.



Polska nigdy nie byla krajem kolonialnym i chyba szkoda... a moze i dobrze?
Kolonializm zawsze kojazy sie z wyzyskiem i przemoca ale tez jest owiany tajemniczoscia a przede wszystkim egzotyka. Bo zamorska kolonia to odlegle lady, piekne plaze, cieple morze, palmy, dzikie zwierzeta, kulinaria...
Mozna by sie tak zachwycac jeszcze dlugo, jednak czasy kolonializmu minely, choc wcale przeciez nie tak dawno!
Kraje ktore uzyskaly w koncu wolnosc zazwyczaj okupily to krwawymi konfliktami zewnetrznymi i wewnetrznymi co przyspozylo lokalnej ludnosci wiele cierpien i krzywd.
Gdy tak spacerowalem po Da lat przygladalem sie pozostalosciom francuskich kolonialistow. Sporo z nich to budynki mieszkalne, niestety w wiekszosci opuszczone - a szkoda. Szkoda tym bardziej ze maja dosc ciekawa architekture i odzwierciedlaja upodobania bylych wlascicieli do roznych styli. Obecnie sa ogrodzone i tylko niszczeja choc niektore sa odnawiane i adoptowane przez nowych wlascicieli - ciekawe tylko na jakich warunkach?
W calym Wietnamie siec kolei waskotorowej zostala wybudowana przez Francuzow, obecnie zaniedbana lub w rekonstrukcji. W Da lat mozna skorzystac z przejazdzki kolejka waskotorowa na ocalalym fragmencie torowiska w cenie 70 tys Dg. Calosc podrozy to tylko 8km i niecale 30min. Koncowa stacja to male miesteczkao zamieszkane przez mniejszosc etniczna dosc zaniedbane i brudne. Jednakze warto skorzystac z tej oferty. Na miejscu mozna obejzec za darmo, moim zdaniem, jedna z ladniejszych Pagod jakie do tej pory widzialem i to za darmo (wystraczy wyjsc z kolejki i ruszyc przed siebie glowna ulica jakiec 250-300m, wejscie po lewej stronie).
Na miejscu ma sie tylko 30min do dyspozycji, trzeba wiec sie nieco spieszyc, ale zapewniam ze czasu jest wystarczajaco duzo, nawet na mala przekaske w postaci wielkiej buly na parze z miesem w srodku - pycha!
Atrakcja sama w sobie miasta Da lat jest jego targowisko. Widzialem juz podobne widoki w Ha noi i w Chengdu w Chinach, ale to co zobaczylem na miejscu jest naprawde fascynujace. Nieprzebrana roznorodnosc kolorow zapachow i ksztaltow moze przywiezc o zawrot glowy! Co krok mozna skosztowac, przymierzyc czy dotknac tego co oferuja sprzedwacy.
Jednej tyko rzeczy nie polecam - owocow morza. Skusilem sie na nie ze wzgledu na niska cene w porownaniu do tej z Ha noi i sie srogo zawiodlem. Slimaki byly twarde, malze bez smaku i jedynie wielki malz po 10 tys Dg za sztuke podany z posypka orzechowa i szczypiorkiem dal sie zjesc choc takze byl twardy.
Hitem Da lat dla mnie byly miejscowe nalesniki ktore podawane sa z wieloma dodatkami warzywnymi oraz przprawami i papierem ryzowym. Nalezy takiego nalesnika pokruszyc paleczkami nalozyc wraz z zielenina na papier ryzowy, doprawic i po zawinieciu zjesc ze smakiem!
Polska nigdy koloni nie miala i dobrze, bo nie mielismy takich problemow jak Francuzi czy Brytyjczycy i raczej nikt w Azji czy w Afryce nie mowi o Polakach zle. Mysle jednak, ze Francuzi odcisneli swoje pietno na Wietnamie i to w sesie pozytywnym. Gdy tak spacerowalem po Da lat z przyjemnoscia patrzylem na pozostalosci ich bytnosci w tym, miejscu i zastanawialem sie jak to musialo byc, gdy Oni tutaj spacerowali w towarzystwie swoich Dam i zwierzecych pupili, popijajac to i owo cieszac swoje oczy wspanialymi widokami jakie sie rozciagaly z ich posiadlosci na doline i wzgorza miejscowosci Da lat.

środa, 6 grudnia 2006

Kupa gruzow i ulewa


Podczas wszystkich moich podrozy zawsze w moim planie znajduje sie kilka tzw. zelaznych punktow programu. Sa to zazwyczaj wazne miejsca, interesujace zabytki lub po prostu ciekawe rzeczy do zobaczenia. Dla przykladu?byla to Haghia Sophia w Stambule, w Pekinie Zakazane miasto, a w Petersburgu Ermitaz. Czasem owe "ciekawe" lub godne zobaczenia miejsca okazywaly sie takowymi a czasami nie.
Zawsze jest tak ze po ilus tam razach cos co znamy lub juz widzielismy, nudzi sie nam albo traci na swojej atrakcyjnosci. Spostrzeglem, ze tak naprawde, tylko cos godnego uwagi jest jeszcze w stanie mnie zainteresowac. No bo po?trzech z rzedu cerkwiach, meczetach czy swiatyniach buddyjskich?albo sintoistycznych kazda z nich wyglada juz tylko tak samo, szczegolnie gdy sie jest laikiem w tematyce sztuki czy architektury. Dotyczy to rowniez muzeow wszelkiego typu. Zawsze sa mniej wiecej tak samo zorganizowane i zaprojektowane: troche prechistori, troche czasow starozytynych, cos o "naszej wielkosci", "naszej porazce", lata odkryc na swiecie, poczatki rozwoju przemyslu, industrializacja, czasy wspolczesne a wszystko to przeplatane watkami wojen i kataklizmow.
Po pewnym czasie czlowiek ma tego dosyc. Wszytsko staje sie nudne, nieciekawe albo zbyt oczywiste i tak dochodzi sie do wniosku ze szkoda na to wszystko kasy i czasu.
Czasami jednak wiemy ze jest jeszcze cos co warto zobaczyc chocby z tego powodu ze ma swoja wartosc historyczna czy kulturowa.
My Son to pozostalosc architektoniczna po ludnosci Changpa przybylej na tereny obecnego Wietnamu z Indii okolo V w. Wyznawali oni hinduizm i postanowili wybudowac sobie swiatynie wlasnie na wzgorzach w okolicach miejscowosci Hoi an (60km od miasta). Tereny piekne i bezpieczne gdyz do doliny jest tylko jedno wejscie wiec latwo obronic sie przed ewentualnymi lupiezcami lub swietokradcami. Hinduscy wladcy mieli w zwyczaju za kazdym razem budowac swoj wlasny zespol swiatynny podczas swojego panowania. Dlatego tez po wielu stuleciach w My Son istanial juz caly system?miejsc sakralnych?charakteryzujacy sie roznymi stylami oraz detalami. Hindusi po pewnym czasie zostali wypedzeni lub zasymilowani stajac sie jedna z wielu mniejszosci narodowych Wietnamu a samo My Son zapomniane na kilka wiekow. Dopiero francuscy kolonialisci odkryli je ponownie dla swiata.
Niestety czas i wojny a glownie bombardowania amerykanskie(ukrywajacego sie wietkongu)?podczas wojny wietnamskiej(glupi ci Amerykanie) doprowadzily do totalnej ruiny cos co niegdys bylo czyms wyjatkowym. Warto wspomniec ze do dzis nie odkryto techniki spajania cegiel niesamowicie cienkim kleiwem (wlasciwie go nie widac)!
Historia fajna i ciekawa ale poza tym nic wiecej! My Son (czyt. Mi Son) to? nic wiecej jak kupa gruzu niewarta ogladania ani wydawania tym bardziej 2$ na transport i 4$ na bilet. Szkoda na to czasu i pieniedzy. Lepiej juz poczytac wiecej na temat wspomnianej mniejszosci narodowej oraz jej histori niz tluc sie godzine czasu(w jedna strone)?z grupa rozniastych turystow by zobaczyc leje po amerykansckich bombach i to co pozostalo po ich dzialaniu na ceglanych budowlach.
Jezeli jeszcze do tego zdazy wam sie np. tajfun Durian ktory swym zasiegiem zacznie was zachaczac zamieniajac piekna sloneczna pogode w ulewe i obnizy temperature o kilka stopni to tym mocniej pozalujecie wycieczki do My Son.
Odradzam tym bardziej, ze po drodze do?Nha Trang?na obowiazkowym przystanku mozna sobie podobne pozostalosci tyle ze w idealnym stanie pogladac za mniejasza kase!

sobota, 2 grudnia 2006

Czas na odrobine loozingu



Do Hoi an przybylismy po 1400 zmeczeni 16h podroza wiec nie mielismy ochoty na nic wiecej jak RELAX! Dlatego tez caly nastepny dzien byl poswiecony na spanie do 1200, plazowanie do 1700 a wszystko to przeplatane posilkami i licznymi wypadami na piwko :). Dopiero w dniu wyjazdu pojechalismy cos pozwiedzac ale o tym w nastepnym poscie.
Zdjecia z Hoi an i My Son
 

Cos jak by splyw Dunajcem ale po Wietnamsku czyli Tam Coc


Autobus przyjechal po nas pare minut po 1900 pod hotel. Dzien wczesniej wykupilismy "open ticket" za 22$ na trasie Ha noi - Sajgon. Bardzo fajna sprawa bo jest dosc tani i wygodny w uzyciu. Wystarczy poprosic w hotelu by zadzwonili i potwierdzili rezerwacje a o ustalonej godzinie przyjezdza po ciebie autobus ktory jedzie w kolejne miejsce na trasie w ramach tej jednej oplaty. Lekko latwo i przyjemnie a przede wszystkim bezstresowo.
Odleglosc jak mielismy tym razem do pokonania nie przekraczala 100km. Miejscowosc Ninh Binh to niewielkie miasteczko?na trasie z Ha noi. Samo w sobie nie jest moze szczegolne ale w poblizu znajduje sie park narodowy oraz kilka bardzo atrakcyjnych miejsc.
Z Ha noi docieramy na miejsce kolo 2200. Autobus zatrzymuje sie pod samym hotelem Queen, 21 Hoang Hoa Tham (niestety nie maja strony www). Dostajemy do wyboru pokoj za 5$ bez klimy i za 8 z klima. Oczywiscie ekonomia przewaza nad luksusem i bierzemy ten za 5$. Od razu zamawiamy na drugi dzien wycieczke do Hua lo i Tam Coc. Poniewaz oboje z Karolina boimy sie motocykli wiec nie potrafimy ich prowadzic. Dlatego tez?decydujemy sie wynajac dwoch motocyklistow po 8$ za dzien do naszej dyspozycji ktorzy maja nas zawiezc do wspomnianych atrakcji. Rzecz jasna musimy takze potwierdzic rezerwacje na autobus do Hoi an na 2100.
Robimy jeszcze szybki wyskok na zarcie. Troche czasu nam zajmuje znalezienie o tej porze jakiegokolwiek miejsca z jedzeniem ale po 10 min poszukiwan odnajdujemy miejscowke z zupka ryzowa z kawalkami miesiwa i warzyw. Calkiem smaczna i tania.
Nastepnego dnia rano nasi bajkerzy juz czekaj na nas przy recepcji. Wywalamy bagaze, wsiadamy na motocykle i ruszamy. Po drodze zjadamy po zupce Pho Ga?na sniadanie.
Na pierwszy ogien docieramy do Hua lo, podobno jest to starozytna stolica Wietnamu. Placimy za wejscie po 10tys D. Sam budowla to raczej dziedziniec swiatynny, swiatynia i ogrody. Fajne i ladne ale bez przesady. Ciekawsze raczej jest przejscie sie po miescowej wiosce i popodgladanie codziennych obowiazkow lokalnej spolecznoci gdzie mozna zrobic kilka fajnych zdjec.
Dalej nasi wspaniali przewodnicy zabrali nas juz do Tam Coc. Po drodze mijalismy piekne krajobrazy godne zapamietania i uwiecznienia nie pomijajac lezacych "bykiem" stadka bawolow. :P
Tam Coc to wspaniala wycieczka lodzia wioslowa po snujacej sie rzeczce pomiedzy wysokimi kotlami skal i zieleni. Co chwile trzeba schylac glowy by nie zachaczyc o bardzo niskie mostki czy sufity jaskin ktorych na trasie naliczelm sie chyba ze trzy. Po drodze widoki wrecz zapierajace dech w piersiach. Czasami jednak czulem sie jak bym byl na splywie Dunajcem ale tam woda kipi pod pokladem a tutaj nasi "flisacy" raczej leniwie wioslowali. Mijani przez nas ich koledzy opanowali technike wioslowania obiema parami odnozy co jest dosc osobliwym zjawiskiem jednak jak widac?nie w Wietnamie. Cala wycieczka lodzia trwa okolo 2h i jest niewatpliwie niezapomnianym przezycie godnym polecenia a kosztuje 50tys D.


Bez komentarza, Ha noi


środa, 29 listopada 2006

Zatoka Ha Long Bay

Nad zatoka Ha Long Bay bylem juz w zeszlym roku. Jednak Karolina przekonala mnie bysmy pojechali tam razem. W sumie ladnie tu jest wiec sie zgodzilem. Mialem ciezka przeprawe z sprzedawca w hotelu ale z 40$ wytargowalem na 27$ za osobe choc i tak uwazam ze nieco przeplacilem. Pakiet obejmuje dwa dni i jedna noc ale w zasadzie to wychodzi jeden dzien i jedna noc gdyz z hotelu startuje sie kolo 0830 a na statek a'la dzonka wchodzimy dopiero po 1300 (powrot nastepnego dnia przed 1300!). Okazuje sie oczywiscie ze nie sa jeszcze gotowi do odplyniecia i dopiero znosza zakupy i inne towary a takze tankuja wode. Ruszamy dopiero po 1400!! Na dzien dobry dostajemy schlodzone reczniczki co jest dosc przyjemna sprawa. Dalej jest lunch calkiem przyjemny ale troszke smierdzi malizna. Zeby nie bylo kolorowo wszystkie napoje sa platne i to podwojnie wiec kolejny kant w stylu wietnamskim gotowy!
Nareszcie ruszamy i mozemy rozkoszowac sie widokami raczej niespotykanymi w Europie.
Zwiedzamy jaskinie, plywamy wplaw pomiedzy wyspami i kotwiczymy na nocleg w tym samym miejscu. Kolo 1800 kolacja - najadam sie ale szalu nie ma!
Poniewaz przez caly dzien nie udalo mi sie utargowac za rozsadna cene od plywajacych przekupek zadnego alkocholu troszke niepocieszony ide wczesnie spac, czyli kolo 2000. No coz to nie to samo co rok wczesniej i impreza do 0300 przy 3l wodeczki ryzowej, hmm trudno odbije sobie gdzie indziej.
Sniadanie o 0730. Choc powinienem byc wyspany ledwo sie zwlekam i zjadam micro sniadanie juz na zimno (sadzone z 3 kawalkami tostowego chleba i maslem) - mozna sobie strzelic w leb.
Glodny i lekko trachniety opalam sie i podziwiam widoki w drodze powrotnej do portu.
Po dobiciu do brzegu idziemy do lokalnej restauracji gdzie podaja nam lunch. Tym razem rzeczywiscie konkret. Choc jem co chce i ile chece jestem zmuszony skapitulowac i pozostawic rozne smakowitosci na stole. Na deserek szybka przebiezka po szklaneczke piwka Bia Hoi i do busa.
Droga powrotna to droga przez meke. Ciasno, goraco i mega nuda a na dodatek wleczmy sie jak krew z nosa.
Generalnie oceniajac ponowny moj pobyt w Hai Long Bay jestem zadowolony bo wybyczylem sie do woli i poczulem ze jestem, na urlopie - obsluga, nic nie robienie i wypoczynek nad woda.
Milo, lekko i glupawo ot urlop!

Zdjęcia

Zdjecia Karoliny

Mala dygresja o tym jak Europejczyk staje sie "bialasem"

Juz na lotnisku przed odlotem nie trudno zauwazyc iz kolor skory nagle zaczyna ogdrywac znaczenie. Zamiast stac w wielkiej kolejce z Wietnamczykami i tlumnie przedzierac sie do wazenia i odprawy staje z mikro kolejce wraz z Rosjanami, gdzie po otwarciu przejscia nie musze sie wazyc i od razu jestem zapraszany do odprawy biletowo - bagazowej. Dalej jednak jest juz troszke gorzej...Po przylocie jestem juz tylko "bialasem" ewentualnie chodzacym zasobnikiem kasy wyrazonej w $$$.Pierwszy kant to taki ze nic nie rozumiem - zart! Kolejny punkt "bialasowania" to ozynanie na transporcie do Ha noi z lotniska przez taxi. Co prawda dystans 30km i oplata 10$ to w skali Europejskiej nic wielkiego ale..? no wlasnie gdyby nie to ale. Otoz normalna oplata za ten sam przejazd busem wynosi juz tylko 22tys dongow czyli 1,5$ (1$=16000Dongow). Jednak to nie wszystko. poniewaz jestem tylko "bialasem" oplata for foreigner wynosi 2$. Jak nie trudno policzyc wychodzi 32tys dongow. To pewnie dlatego ze "bialasowe" dupy sa wieksze i ciezsze za razem! Jednakze nie jest mi dane pojechac owym busem gdyz? gdyz kierowca boi sie o swoja wlsna dupe wiec odsyla mnie do taxi. Ponieaz jest juz 2320 nie mam wyscia i z innymi robie zrzute na to taxi.Inny kant to oczywiscie zawyzanie cen zarcia czy picia na kazdym kroku. Taka woda dla przykladu kosztuje normalnie 3-4tys Dg ale dla "bialasa" 5-8tys Dg! Piwo na wycieczce w Ha log Bay 10tys Dg choc normalnie 5-6tys Dg.Sa tez mile sytuacje wynikajace z bycia "bialasem" Mozna naprzyklad spotkac sie z taka sytuacja: siedze i pije piwko z smakiem wtem jakis Wietnamczyk obok ni gruchy niz pietruchy wjezdza do mnie z tekstem "dobre piwo" przyznam zdebialem! W srodku Ha noi ktos do mnie po polsku zagaduje. Okazuje sie ze facio byl w kraju nad Wisla jak wielu jego pobratymcow. Znal moze z kilka wyrazow po Polsku ale rozmowa jakos sie kleila. W tym czasie postawi mi 3 czy 4 piwa i jeszcze zagryche w postaci mega klejacej sie pyzy z kawalkiem kielby zawinietej w zielony lisc. Poczestowalem goscia papierosem z paczki ktora wziolem na takie okazje. Chcialem sie jeszcze jakos odwdzieczyc wiec na chwile skoczylem do hotelu po pocztowke z Wawy. Gdy wrocilem do piwiarni po pozostawinej paczce nie bylo ani sladu! no coz widac taka kultura, stawiasz piwo zawijasz fajki.Jeszcze tego samego dnia wieczorem inny rownie mily choc podejzany przypadek. Spacerujemy po wieczornym posilku. Przechodzac obok grupki Wietnamczkow jestesmy przez jednego z nich zaproszeni na pyszne paczusie. Oki fajnie ale to nie koniec. Mlody gosciu nieco juz wypity zaprasza nas na swojego bike i zawozi kilka przecznic dalej na kolacje z miejscowym bimbrem. Alkochol popijamy sokiem kukurydzianym, zagryzamy to czyms w rodzaju ziemniaka na surowo maczanym w brazowej soli a do tego jemy kotleta schabowego w kawalkach panierowanego na slodku z ostrym sosem. Okolica wydaje sie nieco podejzana tak jak goscinnosc choc byc moze to tylko nasze "bialasowe" przewrazliwienie. Choc z zalem to jednak po zrobieniu 0,25l zmywamy sie strategicznie do hotelu tlumaczac sie sennoscia.Jakie wnioski, chyba w niczym szczegolne. Jak wszedzie trzeba miec na uwadze swoje bezpiecznstwo i nie dac sie robic w wala tylko dalatego ze sie przyjechalo do innego kraju.Tylko dlaczego tu nigdzie nie ma napisanych cen??????????????
Bialas Zloty

Dobry wiecier towarzyszu...


wlasnie sie niezle wkurzylem, kurna jedno klikniecie i szlag trafi 25 min pisania!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Trudno zaczynam od poczatku.
Spanie na szeremietiewie nie nalezy do najwiekszych atrakcji ale tez nie jest jakims strasznym przezyciem. Kazdy z oczekujacych "zalogowal" sie na swojej lawce (trzy siedzenia na miekko), podlozyl pod glowe najcenniejsze rzeczy, zdjal buty i poszedl spac. Co prawda szalu nie bylo bo swiatlo wali po oczach a rozne dzwieki nie daja spokoju jednak z kilkoma przerwami jako tako dospalem do 0615. Ogrnolem sie w WC i odbralem bagaze. Przed 0700 dotarlem do odprawy. Ocvzywiscie witenamski narod dopisal wiec aby nie stac w wielkiej kolejce i ominac tlok przemiescilem sie tam gdzie juz staly inne "blade twarze" co zaoszczedzilo mi nie tylko scisku i przepychanek po otwarciu odprawy ale rowniez wazenia bagazu w przeciwienstwie do zaladowanych po dach wietnamczykow. Troche sie nudzac po odparwie zrobilem kilka zdjec lotniska przez szybe czekajac na wejscie do samolotu.
W samolocie wietmanska brac przewazala zdecydowanie nad nowymi ruskimi i kilkoma globtroterami. Nigdy nie zrozumiem po co wietnamczykom w samolocie jako bagaz podreczny worki ze zbozem albo garnki - mieli tam doslownie wszystko brakowalo doslownie tylko kur i swin!
samolot wystartowal i lecial, lecial i w koncu wyladowal w Ha noi o 2240 choc przez czaly czas pokazywali nam filmik ktory wyraznie pokazywal Hang Kong jako miejsce docelowe. Nakarmili nas w tym czasie ze dwa razy ale bez szalu, ani pyszne ani wstretne i tylko tyle by nie zdechnac z glodu i nie uschnac z pragnienia(2 razy picie i cherbata).
Siedzialem obok jakiejs czeszki ktora ani razu sie do mnie nie odedzwala poza sytuacja gdy chciala zebym ja przepuscil a za plecami i wokolo mialem nawalonych nowych ruskich glosniejszych niz caly samolot wietnamczykow do spolki z dracymi sie bachorami.
Na lotnisku od samego wyjscia z samolotu do rekawa co krok wietanamczycyw przyduzych mundurach (smiesznie wygladajacy) z powaznymi minami pilnowali wysiadajacych aby przypadkiem po drodze nie uskutecznili jakiejs wywrotowej dzialalnosci....:/, to chyba tak zeby przypomniec ze mimo wszystko wietnam to kraj komunistyczny tudziez socjalistyczny - jeden pies!
W samolocie poznalem dwojke polakow z ktorymi udalem sie taxa za 10$ do znanego mi juz z przed roku hotelu http://www.hostel...amp;Type=1&ID=34
niestey nie bylo juz miejsc wiec pojechalismy do innego o wyzszym standardzie za to z gratisowym wierceniem mlotem pneumatycznym w suficie, 4 betoniarkami smochodowymi i innym ustrojstwem niezbednym do wylewnaia nowego sufitu tudziez pietra w budynku obok mojej sciany. W sumie za pokoj zaplacilem 8$ po drobnym targowaniu sie. Wreszcie moglem sie umyc po 3 dniach!!!:)))
Na koniec rzecz jasna posiedzialem jeszcze na necie z 2h choc bylem padniety ale wpis na blogu byl wazniejszy.
Dzis przylatuje Karolina, zobaczymy co przyniesie nam jutro?

Przygoda znow przede mna, pora ruszac!


Fatalna sprawa z tymi komputerami w Moskwie. Nie dosc ze internet strasznie drogi 3,5$ za 1h to jeszcze edytor na transazji mi sie nie otwiera!!! No ale juz jestem w Ha noi i uzupelniam to co powinienem napisac w Moskwie.
Z warszawy wyruszylem o 2030 autobusem do Lwowa. Granica ( 0130) i odprawa poszla szybko i bez problemow i stwierdzam ze z roku na rok jest coraz milej?i szybciej. Na miejsce przybylem z godnie z rozkladem o 0530 czasu miejscowego. Szybko wymienilem kase na hrywny 1$=4,8Hr i kupilem bilet do moskwy za 144Hr plackarta na 0925. Pozostaly czas spedzilem podsypiajac w poczekalni.
Podroz do stolicy Rosji byla dla mnie okzja do odespania zaleglosci z przerwami na WC i posilki. W Kijowie zgodnie z rozkladem bylem o 2330 a na granicy z rosja o 0230. Choc bylem pewny swego co do tranzytu to i tak jak zwykle troszke sie niepokoilem na ewentualne pomysly rosjan. Jednak moje obawy okazaly sie plonne i bez najmniejszych problemow wjechalem do rosji z pieczatka "tranzit" na podstawie biletu i wizy do Wietnamu. Ciekawostka jest to ze "zalatwienie" mojej odprwy zajelo im tyle samo czasu co calego wagonu. Po odprwie moglem spokojnie sobie zasnac az do pobudki o 0830 przez prowadnika. Szybko sie ogarniam majac w pamieci "snitarna zone" przed moskwa! wedlug rozkaladu wjezdzamy na Kijewski vogzal?o 1000.
Mam kilka koncepcji jak dalej dzialac?ale wybieram opcje by od reki pojechac na Szeremietiewo. Kupuje wiec bilet na metro 5 przejazdow za 70RR wczesniej wymienijac $ na RR (1$= 26,2RR).Kolecnym metrem dojezdzam na stacje Bieloruskaja i dalej na Rieczny vogzal. Stad marszrutka(nr 48)?za 30RR na szremietiewo.
Na lotnisku troszke sie przepakowuje i zostawiam plecak w przechowalni za 100RR(1 doba). Wracam ta sama trasa do miasta. Zjadam cos i kombinje jakies mycie - niestety okazuje sie to niemozliwe!!:(((
Brudny wiec ruszam na plac czerwony bo niby gdzie indziej...
i robie troche zdjec
(poczatek z dw. Stadion w wawie, potem, Lwow).
W koncu udaje sie na Nowy Arbat gdzie znam jedyna w moskwie kafejke internetowa o ktorej juz wspomnialem (miesci sie przy A CLUB). Poniewaz kibel na miejscu ma zasowke nie jest obskurny i ma ciepla wode zamykam sie rozbieram do rosolu i dokonuje symbolicznych oblucji ktore jednak daja "odrobine luksusu"!. Jeszcze przez jakis czas spaceruje po starm arbacie i znana juz trasa wracam na lotnisko gdzie wegetuje do rana. Ale o tym co bylo dalej jutro rano...paa aaa

Na trasie Lwow - Moskwa

wtorek, 28 listopada 2006

Taki wstep nieco techniczny...


Tak na początek kilka informacji praktycznych:

Wyruszam z Warszawy jutro czyli 20.11 autobusem do Lwowa z dworca Stadion o godz. 2030 za 75pln. Na miejscu powinienem być przed 0600 tak by na spokojnie kupić bilet do Moskwy na pociąg który wyrusza o 0925(ceny jeszcze nie znam). Poniżej reszta informacji dotyczacych planowanej podróży, kosztów itp.

Bilet na trasie Moskwa - Ha noi -? Moskwa zakupiłem do 20.10 w Aerofłocie w Warszawie za cenę 2001pln. Dodatkowo aby ominąć problem wizy rosyjskiej w drodze powrotnej zakupiłem bilet na trasie Moskwa - Kijów za cenę 93 euro.
adres: Warszawa Al. Jerozolimskie 29 rez. tel 22 6281710

Wizę wietnamską wyrobiłem w abasadzie Wietnamu:ul. Resorowa 36, Dzielnica Wilanów
02-956 Warszawa
tel. 6516098 (centrala)
fax. 6516095.
cena wizy jednokrotnej na miesiąc wynosi 120pln

Wiza miesięczna do Kambodży jest dostępna od ręki w cenie 75pln i uzyskałem ja równiez w Warszawie:
ul. Drezdeńska 3
03-969 Warszawa
tel.: +48 (22) 6165231
fax: +48 (22) 6161836

Tym razem zmusiłem sie do ograniczenia bagażu i jak na razie efekty owych ograniczeń mi sie podobają, w porównaniu z zeszłym rokiem mój plecak jest dwa razy bardziej pusty! Mimo że zamierzam spać w zorganizowanych miejscach to jednak doświadczeniem lat poprzednich zabieram ze sobą karimatę i śpiwór.
Co do literatury i map to posiadam LP South-East Asia oraz mapę indochin wydawnictwa freytag&berndt

Impreza pozegnalna