poniedziałek, 15 stycznia 2007

Loozing z Laolao z szumem wodospadu w tle :D



Wsi spokojna, wsi wesola...
Tadlo mnie zachwycilo! Planowalem zostac na dwie noce, bylem trzy i tylko dlatego, ze musiale sie spieszyc z odbiorem wizy w ambasadzie Wietnamskiej. To miejsce nadaje sie idealne na wypoczynek posrod naturalnosci za jaka zawsze tesknimy mieszkajac w miescie. To take miejsce gdzie zapomina sie o zegaraku a jedynie zachod slonca podpowiada, ze kolejny dzien chyli sie ku koncowi.
Zycie w Tadlo plynie swoim niczym niezmaconym rytmem jak wody rzeki przecinajace ta ziemie. Mieszkancy wioski od switu do zmierzchu zajmuja se swymi sprawami w takt zegara biologicznego roslinosci oraz zjawisk meteorologicznych. Czas jak by sie zatrzymal a technologia i nowoczesnosc nigdy tu sie nie pojawily. Jedynie druty na slupach i anteny satelitarne wskazuja ze jednak pomimo naturalnosci meszkancy Tadlo kozystaja z udogodnien jakie ze soba niesie technologia XXI wieku.
Ludzie mieszkaja w drewnianych chatach krytych strzecha, noca sie ogrzewaja przy ognisku z chrustu zbieranego na brzegiem rzeki. Sa to niezwykle czysci ludzie. Przez caly dzien dzieciarnia, kobiety, mezczyzni - kazdy o swojej porze - myja sie w nurcie rzeki ktora opada z hukiem z pobliskiego wodospadu. Po wiosce biega wszelki zywy inwentarz cieszac oko turysty nie przywyklego do takich widokow. Co najbardziej zaciekawiajace to fakt ze turysta nie stanowi zadnego zainteresowania dla mieszkancow Tadlo. Oczywiscie jest kilka GH i restauracji, ale poza tym nikt doslownie nikt niczego od ciebie nie chce, nie chce ci niczego sprzedac ani swiadczyc zadnej uslugi! Jest to miejsce gdzie nareszcie mozna poprostu nie zaczepianym pospacerowac posrod domostw i poprzygladac sie jak plynie zycie Laotanczyka. Jak luska sie ziarno, jak buduje sie nowe domostwo, gotuje strawe na zywym ogniu, karmi zwierzeta, opiekuje dziecmi, myje w rzece, czy lowi ryby siecia. Powiedzialbym wrecz, ze turysta nawet zaczyna sie czuc nieco nieswojo gdy idac przez srodek zabudowan nawet pies sie nie zainteresuje przechodzacym srodkiem podworka intruzem z obowiazkowym aparatem fotograficznym w dloni. Czasem jedynie dzieciarnia za drobna przysluge wskazania drogi domaga sie cukierka czy dlugopisu ale jest to niczym w porownaniu z innymi miejscami i sytuacjami opisywanymi przeze mnie poprzednio.
A coz to jest Laolao?? Jet to rodzaj miejscowego bimbru pedzonego na terenie calego Laosu z ryzu o mocy okolo 40% dostepny za niezwyle niska cene 1$ za litr! Laolao zazwyczaj kupuje sie na targowiskach przelewane gul gulami z kanistrow do butelek a bardzo czesto do torebek foliowych wiazanych gumka.
Tak wiec spedzilem na blogim lenistwie trzy dni popijajac Laolao przygladaja sie zyciu mieszkancow Tadlo, sypiajac w bungalowie tuz nad brzegiem rzeki a szum wodospau co noc lulal mnie do snu...:)!

Zdjecia do tekstu.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

czemu nic nie piszesz złotko?

Złoty pisze...

sa dwa powody:
1.strasznie drogi internet byl w tych miejscach gdzie bylem a napisanie rozsadnego tekstu zajmuje sporo czasu
2.poniewaz napisanie rozsanego tekstu zajmuje sporo czasu, napisanie czegokolwiek gdy mialem inne wazniejsze sprawy na glowie nie ozwalalo mi sie nalezycie skupic i brakowalo mi weny tworczej, ale bez obaw niedlugo kilka tekstow sie ukaze!
buziaki brat