sobota, 20 stycznia 2007

Miasteczko o zapachu zielska



Jak juz wspomnialem w Luang Namtha wyladowalem bladym switem. Wysiadam z autobusu. Ciemno glodno, chlodno i do domu daleko. To co zwrocilo moja uwge na samym poczatku to chrakterystyczny zapch unoszacyego sie dymu w powietrzu. Choc jestem nie palacy a uzywki wszelkiego rodzaju poza alkocholem sa mi obce, to jednak wiem jak smierdzi dym palonych konopi zwanych potcznie trawa. Dla nie wtajemniczonych spiesze doniesc ze w latach 60 - tych XX wieku w miasteczku tym, Amerykanskie CIA na duza skale produkowalo i wywozilo w roznym celu wiele rodzajow narkotykow. Eldorado kiedys sie tam skonczylo dla Amerykanow, ale plantacje pozostaly oraz przyzwyczajenia mieszkancow a przede wszystkim nostalgia wielu turystow. Jezeli ktos ma ochote sobie cos zap[alic wystarczy zapytac sie kogokolwiek w maisteczku a najlepiej panie handlarki w ludowych strojach sprzedajace opaski, bryl;oczki itp. Same nawet do mnie zagadaly czy aby nie mam ochoty na opium. Oczywisie odmowilem ale mozliwosci sa.
Co do zapachu to mozna go wyczuc z samego rana i wieczorem. Nie wiem czy to ziemia jest przesiaknieta aromatem trawy i kazda roslina, czy tez poprostu miejscowi pala konopiami w piecach i na paleniskach i dlatego w tych godzinach da sie wyczuc ow charakterystyczny zapach. Kto ma ochote moze sobie sparwic wycieczke do Laosu i samemu sie przekonac jak jest w rzeczywistosci.
Samo misteczko to typowa "dziura" ulicowka z 3 kafejkami internetowymi za duza kase, kilkoma chinskimi knajpami bez menu w jakimkolwiek jezyku oraz paroma agencjami tyrystycznymi z oferta za gruba kase. Nalezy dodac ze nie brak tu GH o roznym standardzie w canach glownie oscylujacych w okolicach 50 tys kip za noc, ale dociekliwy podroznik bez trudu znajdzie tez nocleg za 3$.
Zdjecia do tekstu.

Brak komentarzy: