piątek, 20 kwietnia 2007

Podsumowanie

Długo się do tego zbierałem i niestety nadal nie mam przygotowanego wszystkiego do tego wpisu tak jak bym chciał.
Moją podróż uważam za udaną i jestem z niej bardzo zadowolony. Sporo się nauczyłem i można by rzec że nieco okrzepłem w podróżach trampingowych, nabrałem dystansu do wielu spraw jak i do siebie. Okazało się że mogę podróżować z kimś jak i samotnie z takim samym powodzeniem. Obie te formy mają swoje plusy i minusy. Cieszę sie że mogłem przez pierwszy miesiąc mieć za towarzyszkę podróży Karolinę, ale także następne ponad 30 dni samodzielnych wojaży było niezwykle emocjonujące oraz ciekawe.
Podsumowanie to także liczby. Wiem napewno że zabrałem kolejny raz za dużo bagażu, a gdyby nie pomoc Karoliny to bym miał pewnie z 15kg nadbagażu w drodze powrotnej! Całość wyjazdu to 3 przeloty samolotem, odwiedzone 6 krai, prawie 35kg bagażu, 67 dni podróży, wydane 6550pln oraz przebyte w linni prostej 23340km!
Przymierzam sie do szczegółowego rozpisania wydatków prawdopodobnie w excelu ale to kwestia przyszłości i możliwosci czasowych.
Pozdrawiam i do następnej podróży!!!
Złoty

niedziela, 4 lutego 2007

Mieszany koniec.


Koniec podróży zawsze obfituje w szybko zmieniające się okoliczności, tym bardziej gdy do przebycia się ma kilka tysięcy kilometrów. Prawdę powiedziawszy to mój powrót rozpoczął się już z chwilą wyjazdu z Luang Prabang w stronę Vientiane. Od tego momentu kilka następnych dni zlewa się w jedną pomieszaną całość przeplataną kolejnymi granicami, strefami czasowymi, językami i systemami walutowymi.
Po przybyciu do Vientian mam niecałe 24h na wyspanie się i ostatnie zakupy pamiątek oraz spacer po zaułkach azjatyckiego miasta. Podczas takiego właśnie spaceru po dość zaniedbanej uliczce stolicy Laosu zostaję zaproszony do wesołej rodzinnej kompanii spędzającej miło popołudnie przy laolao przygrywając sobie na gitarze. Spędzam z nimi kilka godzin w sympatycznej, wręcz przyjacielskiej atmosferze. Nieco zamroczony, taktycznie opuszczam ich jednak godzinę przed odjazdem autobusu do Ha noi.
Spodziewałem się VIP busa a tu okazuje się że będę podróżował w przepełnionym do granic możliwości rejsowym autobusie handlowo-przemytniczym wypełnionym po brzegi towarem od luków przez przestrzenie pod siedzeniami po dach zawalony na wysokość 1,5m!! Tak właśnie rozpoczęła się moja najgorsza i najdłuższa podróż tego wyjazdu, 25h na siedzeniu "asia size" z kolanami prawie pod brodą, w ciągłym hałasie i zaduchu a potem chłodzie i wilgoci.
Po przebyciu owej "gehenny" podróż do GH busikiem po zatłoczonych uliczkach Ha noi wydała się luksusem. Po przybyciu na miejsce jednak nie mam zbyt wiele powodów do zadowolenia gdyż, nie ma dla mnie pokoju, a ten co jest, okazuje się nieco drogawy. Nie mając wyboru biorę to co jest i wreszcie wchodzę pod ciepły prysznic. Od rana czeka mnie kolejny azjatycki przekręt z transportem na lotnisko i niespodziewaną dopłatą na lotnisku za nie wiadomo co???na szczęście to już ostatnie oszustwo z ich strony! Po problemach natury prawno-formalnej i przepchnięciu bez dopłaty zbyt ciężkiego plecaka wsiadam do samolotu lecącego do Moskwy. Tu przynajmniej same miłe niespodzianki, dużo wolnego miejsca, miła obsługa i ciekawe filmy w różnych językach.
Niestety na miejscu czeka na mnie znów przykra niespodzianka formalno - prawna,. Zmiana przepisów od 01.01.2007 uniemożliwia mi wyjście na miasto i muszę cały pozostały czas do rana przekoczować w strefie wolnocłowej na Moskiewskim lotnisku, śpiąc na ławce.
Nieco zmaltretowany oczekuję od rana na lot do Kijowa, który okazuję się nadzwyczaj szybką przejażdżką w przestworzach. Nim się obejrzałem już żeśmy lądowali na Ukrainie. Z lotniska na dworzec kolejowy w Kijowie docieram dwoma autobusami i metrem co zajmuje mi ponad 2h. Z marszu ustawiam się do 1,5 godzinnej kolejki po bilety na pociąg do Lwowa. Gdy już zostaję szczęśliwym posiadaczem miejsca w wagonie "plackarnym" mam chwile czasu na konsumpcję w pobliskim Mc' Donald's. Posilony udaję się wprost do wagonu gdzie w towarzystwie miłej kompanii dwóch Ukraińców mijają mi godziny podróży.
Niewyspany i wymiętoszony o 5000 rano wrzucam mój plecak do busa jadącego z pod dworca Lwowskiego na granicę z Polską. Na szczęście zajmuję sobie miejsce gdyż później, jedynie wytrzymałość konstrukcyjna blachy nie pozwala się rozlecieć busowi w wyniku krytycznego przepełnienia ludźmi śpieszącymi na granicę. Po 1,5h oddychania dusznym i nieco zatęchłym powietrzem unoszącym się w busie wypadam w wilgotny i ciemny przygraniczny poranek, tu przynajmniej mogę swobodnie pooddychać.
Na granicy również nie mam nawet chwili wytchnienia, muszę siłą sobie torować drogę do odprawy w tłumie zdesperowanych i skorumpowanych przemytników. Ledwo przechodzę Polską granicę, pędzę w stronę busa jadącego do Przemyśla. Tu następuje przykre zderzenie z kartoflano-buraczaną rzeczywistością podlana dużą ilością wódki - witamy w Ojczyźnie! Jeszcze tylko 45 min i kupuję bilety na pociąg pospieszny relacji Przemyśl - Warszawa.
Nareszcie prasóweczka, świeżo zakupione gazety w przydworcowym kiosku pachną farbą drukarską a stukot kół wybija mozolny rytm w stronę domu, jakiś starszy pan przynudza pod szybą a ja już jestem myślami wśród bliskich planując przyszłość najbliższą i też tą dalszą...

Zdjecia do tekstu.

wtorek, 23 stycznia 2007

Informacje praktyczne - przykladowe ceny w Laosie

GH jedynka 32-45tys kip
GH dwojka 40-50tys kip
Internet 1h 5-10tys kip
wypalenie CD 5-10tys kip
tuk tuk po miescie 10-20tys kip
Beerlao male 4,5-5tys kip
Beer lao duze 7-10tys kip
woda 1,5l 3,5-5tys kip
woda 0,5l 2tys kip
red bull 3,5tys kip
fanta puszka mala 3,5tys kip
shake owocowy 5tys kip
ryz z miesem smazony z warzywami 8-15tys kip
papaja salad 5-10 tys kip
kisc bananow 2-7tys kip
nalesnik z bananem w czekoladzie 10tys kip
szszlyk maly 2tys kip
szszlyk duzy 5-10tys kip
porcja ryzu 1-2tys kip
zarcie hinduskie porcja 15-20tys kip
zarcie hinduskie z miesem porcja 20-30tys kip
ceny w knajpach za jedzenie i picie nalezy liczyc razy dwa!

sobota, 20 stycznia 2007

Luang Prabang.


Zdjecia bez komentarza.

Przemyslenia umiarkowanego szowinisty podczas splywu Mekongiem.


Gdy sie plynie dwa dni lodzia ma sie sporo czasu na przemyslenia czy dygresje.
Laos to kraj o tradycyjnym podziale obowiazkow. Kobiety zajmuja sie glownie domem i dziecmi a panowie transportem i pracami budowlanymi. Nie przeszkadza to oczywiscie Laotanczykom obu plci pracowac na rowni w handlu lub uslugach.
Podzial ow zaznacza sie juz dosc wczesnie. Choc chlopcy i dziewczynki chodza razem do tej samej szkoly i nosza te same mundurki a droge pokonuja na roznego rodzaju jednosladach niezaleznie od plci to jednak czas wolny zazwyczaj spedzaja odzielnie, czy to podczas zabaw na boisku szkolnym czy juz poza szkola. Dziewczynki glownie w mniejszych grupach siedza gdzies na uboczu i sie smieja lub rozmawiaja, za to chlopcy w wiekszych grupach dokazuja walczac ze soba lub wykonujac rozne silowe popisy.
Pomimo tego, ze kobiety w wiekszej mierze zajmuja sie dziecmi, choc by podczas kapieli, to jednak widzialem jak panowie zajmowali sie ta czynnoscia. Nie raz, takze widzialem jak troskliwie zajmowali sie swoimi malenstwami podczas podrozy czy czekajac na posilek, ktory w tym czasie przygotowywala kaobieta. Takze wolny czas spedzaja razem, grajac np wspolnie w karty lub odpoczywajac na ganku.
Co ciekawe w pewnych kwestiach to kobiety sa uwazane za bardzie odpowiedzialne. Za przyklad niech posluzy reklama prezerwtyw. Tlo stanowi budowa na ktorej jest wielu pracownikow a na glownym planie ladna mloda kobieta z prezerwatywa w dloni. Jest to swietny przyklad na to, ze to kobieta powinna zadbac o swoja przyszlosc w kwesti zdrowia czy posiadania potomstwa. Nalezy tu dodac ze w Laosie wiekszosc glownych drog jest w budowie. wiec wielu mezczyzn przebywa w pracy z dala od swoich domow i rodzin a jak wiadomo taka sytuacja stwarza wiele mozliwosci kontaktow damsko meskich (stad takie tlo).
Czy mimo wyraznego podzialu na swiat meski i damski zauwazylem by kobiety byly gorzej traktowane, albo chodzily poobijane, albo nieszczeslwie ze wzgledu na swoja niewatpliwie ciezka prace, NIE. Na rowni z mezczyznami fukcjonuja w jednej spolecznosci. Co wiecej sa obdazane specjalnymi wzgledami. Nie raz widzialem jak kierowca robil przemeblowanie wsrod pasazerow by w zatloczonym autobusie znalezc wygodne miejsce dla matki z dziecmi jak i starszej babci. Choc kobiety maja wile obowiazkow i pracy to jednak panowie nie siedza na tylkach i popijaja cherbatke, tylko rowniez pracuja na wspolny rachunek.
Na koniec pewna dygresja: gdy sie siedzialem w restauracji w Lunag Prabang popijajac piwko na moich oczach rozegrala sie taka scenka. Spora grupa azjatow obu plci cos swietowala. Wtem pojawila sie kilkuosobowa nowa grup mezczyzn z wyraznym zamiarem dolaczenia do juz ucztujacych. Okazalo sie jednak ze nie zmieszcza sie przy jednym stole. Gdy juz szykowali sie do zajecia stolika obok wiekszosc pan przy g;ownym stole wstala i zaproponowala, ze sie przesiadzie do pobliskiego stolika co niezwlocznie uczynily. Gest ten zostal przyjety ze zrozumieniem i wdzieznoscia ze strony panow. Czy oni tego oczekiwali, czy dali w jakikolwiek sposob do zrozumienia tym kobieta ze powinny sie przesiasc i ustapic miejsca? Nie! one to zrobily same z siebie bez przymusu. Zabawa dalej przebiegala jak poprzednio i wszyscy mogli wspolnie swietowac cos tam. Wszystko zajelo moze okolo minuty, tyle czasu potrzebowala grupa okolo 6 mlodych atrakcyjnych kobiet by uczynic drobny ale jakze mily gest wobec swoich mezczyzn ktorzy nie zostali pozostawieni przed trudna sytuacja wobec swoich gosci.

Zdjecia do tekstu.

W drodze do Huay xai


Zdjecia bez komentarza.

Miasteczko o zapachu zielska



Jak juz wspomnialem w Luang Namtha wyladowalem bladym switem. Wysiadam z autobusu. Ciemno glodno, chlodno i do domu daleko. To co zwrocilo moja uwge na samym poczatku to chrakterystyczny zapch unoszacyego sie dymu w powietrzu. Choc jestem nie palacy a uzywki wszelkiego rodzaju poza alkocholem sa mi obce, to jednak wiem jak smierdzi dym palonych konopi zwanych potcznie trawa. Dla nie wtajemniczonych spiesze doniesc ze w latach 60 - tych XX wieku w miasteczku tym, Amerykanskie CIA na duza skale produkowalo i wywozilo w roznym celu wiele rodzajow narkotykow. Eldorado kiedys sie tam skonczylo dla Amerykanow, ale plantacje pozostaly oraz przyzwyczajenia mieszkancow a przede wszystkim nostalgia wielu turystow. Jezeli ktos ma ochote sobie cos zap[alic wystarczy zapytac sie kogokolwiek w maisteczku a najlepiej panie handlarki w ludowych strojach sprzedajace opaski, bryl;oczki itp. Same nawet do mnie zagadaly czy aby nie mam ochoty na opium. Oczywisie odmowilem ale mozliwosci sa.
Co do zapachu to mozna go wyczuc z samego rana i wieczorem. Nie wiem czy to ziemia jest przesiaknieta aromatem trawy i kazda roslina, czy tez poprostu miejscowi pala konopiami w piecach i na paleniskach i dlatego w tych godzinach da sie wyczuc ow charakterystyczny zapach. Kto ma ochote moze sobie sparwic wycieczke do Laosu i samemu sie przekonac jak jest w rzeczywistosci.
Samo misteczko to typowa "dziura" ulicowka z 3 kafejkami internetowymi za duza kase, kilkoma chinskimi knajpami bez menu w jakimkolwiek jezyku oraz paroma agencjami tyrystycznymi z oferta za gruba kase. Nalezy dodac ze nie brak tu GH o roznym standardzie w canach glownie oscylujacych w okolicach 50 tys kip za noc, ale dociekliwy podroznik bez trudu znajdzie tez nocleg za 3$.
Zdjecia do tekstu.

W drodze do Louang Namtha



Autobus z Vang Vieng do Udomxay kosztuje 100tys Kip i ma do przejechania jakies 500km. Planujac podroz nie wiedzialem ze trasa ta przedluzy sie o nastepne 200km i kolejne kilka godzin.
Wstalem zgodnie z planem i kolo 1100 bylem na przystanku. Kupilem bilet i czekalem na spozniajacy sie autobus, mial byc o 1130 pojawil sie godzine pozniej...:>. Wiedzac ze przede mna dluga droga zaopatrzylem sie w zywnosc w postaci kisci bananow za grosze i butelke wody. Podalem plecak ladowaczowi i zajalem miejsce w mega niewygodnym "asia size" siedzeniu z kolanami pod broda. Jak sie pozniej okazalo mialem tak spedzic 20h!!!
Autobus ruszyl niespiesznie wypelniony po brzegi najrozniejszym ladunkiem. Podczas calej trasy poza lukami zaladowanymi na sztywno zywnoscia i sprzetami oraz bagazami, na dachu posiadalismy inwentarz zywy i martwy na wysokosc ponad pol metra. Oprocz kurczakow w mega worze i zapasow zywnosci dla polku wojska na miesiac wiezlismy w srodku silnik jak na holownik, male kurczaki w klatce oraz w stalowej klatce nutrie lub inne gryzonie, Wszytko to wydawalo charakterystyczne dziwieki i zapachy. Gdy doda sie do tego pyl i kurz unoszacy sie z drogi oraz wszelkie ludzkie odglosy w akompaniamecie zawodzacego silnika na wolnych obrotach przy ostrych podjazdach, mozna sobie nieco wyobrazic klimat podrozy. Poniewaz autobus ktorym podrozowalem mial status "local bus" kazdy musial liczyc sie z tlokiem i niewygodami. Nalezydo tego dodac totalna niewiadoma w postaci godziny przybycia na miejsce. Nalezy tu wspomniec o zjawisku ktore sie nazywa "Lao lies". Nie wiedziec czemu zaden Laotanczyk nie podaje prawdziwej wielkosci dotyczacej czasu podrozy, zawsze skarcajac ja o polowe! Tak jak by prawda na ten temat byla zbyt krepujaca albo straszna?! Dodatkowo takowyz autobus zatrzymujue sie na kazde zadanie w dowolnym miejscu i czasie. Nigdy nie wiadomo kiedy bedzie przerwa na siku i jedzenie, zazwyczaj zalezy to od kierowcy lub jego pomagierow.
Kierowca to odzielny temat na wypracowanie. W Laosie za kierownica dominuja ludzie mlodzi o duzym temperamencie posiadajacy iscie ulanska fantazje. Moj kierowca rozpoczal trase z Vientian czyli stolicy prawdopodobnie kolo godzi 8000. Biorac pod uwage, ze musial wstac nieo wczesniej i zjesc sniadanie tudziez dotrzec do pracy prwdopodobnie musial wstac kolo godziny 6030. Czemu o tym pisze, a mianowicie dlatego ze byl jedyna osoba za kieroznica do godziny 0630 dnia nastepnego gdy juz dotarlismy do Luang Namtha!!! Najlepsze bylo to, ze gdy dotralismy na miejsce dziarsko pomagal przy rozladunku autobusu a na jego twarzy nie widac bylo zmeczenia, ktore powinno towarzyszyc czlowiekowi, ktory przejechal prawie 800km w gorzystym terenie po niezliczonej ilosci podjazdow i zakretow smierci na drodze o nie najlepszej nawierzchni itp.
W Udomxay bylismy kolo 0230. Ciemno jak w dupie u murzyna i nigdzie zywej duszy. Ja mam tu wysiadac i co dalej?? Na szczescie szybko zaczailem ze autobus jedzie dokladnie tam gdzie zamierzalem byc dnia nastepnego wiec bez ociagania powrocilem na swoje miejsce i dopalcilem 30tys kip za dalsza podroz. W ten sposob dotarlem tam gdzie chcialem szybciej o jeden dzien i zaoszczedzilem na jednym noclegu i podrozy. Niech zyje tramping :))!


Zdjecia do tekstu.

Toobing jaaazda!!!



Co jest najwieksza atrakcja Vang Vieng? Jaskienie, wodospady, mniejszosci etniczne, treking po okolicznych gorach w przepieknej sceneri doliny rzeki? NIE! Najwieksza atrakcja Vang Veieng jest splyw na dentce placzony z zywiolowa zabawa w rytm glosnej muzyki i szalonych skokow do wody z wyskich na 5-10 m wiez specjalne do tego celu zbudowanych przez miejscowych. Oczywiscie wszystko jest wzmocnione odpowiednia dawka alkocholu w postaci Beer Lao tudziez innych mocniejszych trunkow sprzedawanych bez ograniczen. Mieszkancy Vang Vieng skutecznie potrafili wyczuc co moze spowodowac by biali turysci nie zalowali mamony zalegajacej w ich kieszeniach. Ja oczywiscie ze wzgledow ograniczonego czasu i budzetu nie skorzystalem ze skokow i sprzedawanego alkocholu (piwa staram sie zupelnie nie pic) i calos ogladale sobie spokojnie niesiny pradem rzeki na wielkiej dentce moczac dupe w wodzie.
Gdyby nurt byl mocny wszedzie jak w niektorych miejscach byla by to fascynujaca zabawa. Niestety rzeka w wielu miejscach jest tak wolna ze trzeba sie niezle nawioslowac by przebrnac do nastepnego zakretu. Wlasciwie cala zabawa bez uciech barowych i skokow zajmuje 3h, a koszt to 4,5$ wraz z wypozyczeniem suchego worka na rzeczy. Oczywisce warto i nalezy odbyc toobing jazde i bardzo zaluje ze bylem tu sam a nie w towarzystwie osob ktore napewno by niezle tu poszalaly. Juz widze Kapselka jak z zawzieciem malego dziciaka ponawia skok za skokiem z 10m wiezy kombinujac jak tu zrobic jeszcze bardziej niewiarygodnego oberka w powietrzu :D!
Serdecznie polecam!
Zdjecia do tekstu.

Dworcowe ujecia - Vientiane

Mala galeria - Vientiane

poniedziałek, 15 stycznia 2007

Loozing z Laolao z szumem wodospadu w tle :D



Wsi spokojna, wsi wesola...
Tadlo mnie zachwycilo! Planowalem zostac na dwie noce, bylem trzy i tylko dlatego, ze musiale sie spieszyc z odbiorem wizy w ambasadzie Wietnamskiej. To miejsce nadaje sie idealne na wypoczynek posrod naturalnosci za jaka zawsze tesknimy mieszkajac w miescie. To take miejsce gdzie zapomina sie o zegaraku a jedynie zachod slonca podpowiada, ze kolejny dzien chyli sie ku koncowi.
Zycie w Tadlo plynie swoim niczym niezmaconym rytmem jak wody rzeki przecinajace ta ziemie. Mieszkancy wioski od switu do zmierzchu zajmuja se swymi sprawami w takt zegara biologicznego roslinosci oraz zjawisk meteorologicznych. Czas jak by sie zatrzymal a technologia i nowoczesnosc nigdy tu sie nie pojawily. Jedynie druty na slupach i anteny satelitarne wskazuja ze jednak pomimo naturalnosci meszkancy Tadlo kozystaja z udogodnien jakie ze soba niesie technologia XXI wieku.
Ludzie mieszkaja w drewnianych chatach krytych strzecha, noca sie ogrzewaja przy ognisku z chrustu zbieranego na brzegiem rzeki. Sa to niezwykle czysci ludzie. Przez caly dzien dzieciarnia, kobiety, mezczyzni - kazdy o swojej porze - myja sie w nurcie rzeki ktora opada z hukiem z pobliskiego wodospadu. Po wiosce biega wszelki zywy inwentarz cieszac oko turysty nie przywyklego do takich widokow. Co najbardziej zaciekawiajace to fakt ze turysta nie stanowi zadnego zainteresowania dla mieszkancow Tadlo. Oczywiscie jest kilka GH i restauracji, ale poza tym nikt doslownie nikt niczego od ciebie nie chce, nie chce ci niczego sprzedac ani swiadczyc zadnej uslugi! Jest to miejsce gdzie nareszcie mozna poprostu nie zaczepianym pospacerowac posrod domostw i poprzygladac sie jak plynie zycie Laotanczyka. Jak luska sie ziarno, jak buduje sie nowe domostwo, gotuje strawe na zywym ogniu, karmi zwierzeta, opiekuje dziecmi, myje w rzece, czy lowi ryby siecia. Powiedzialbym wrecz, ze turysta nawet zaczyna sie czuc nieco nieswojo gdy idac przez srodek zabudowan nawet pies sie nie zainteresuje przechodzacym srodkiem podworka intruzem z obowiazkowym aparatem fotograficznym w dloni. Czasem jedynie dzieciarnia za drobna przysluge wskazania drogi domaga sie cukierka czy dlugopisu ale jest to niczym w porownaniu z innymi miejscami i sytuacjami opisywanymi przeze mnie poprzednio.
A coz to jest Laolao?? Jet to rodzaj miejscowego bimbru pedzonego na terenie calego Laosu z ryzu o mocy okolo 40% dostepny za niezwyle niska cene 1$ za litr! Laolao zazwyczaj kupuje sie na targowiskach przelewane gul gulami z kanistrow do butelek a bardzo czesto do torebek foliowych wiazanych gumka.
Tak wiec spedzilem na blogim lenistwie trzy dni popijajac Laolao przygladaja sie zyciu mieszkancow Tadlo, sypiajac w bungalowie tuz nad brzegiem rzeki a szum wodospau co noc lulal mnie do snu...:)!

Zdjecia do tekstu.

Dworcowe ujecia.



Gdy podroznik ma za duzo wolnego czasu wtedy zacyna kombinowac jak tu sie nie nudzic. Jednym z najlepszych i ciekwyszych zajec jest podgladanie zwyczajnych czynnosci ludzi ktorzy sa do okola ciebie, a jeszcze lepiej gdy mozna to uwiecznic w postaci zdjec. Czekajac ponad godzine na odjazd autobusu do Tadlo mialem wlasnie taka mozliwosc, a ponizsza galeria to efekt moich obserwacji i fotograficznych wypocin.

W krainie wodospadow.



Jak juz pisalem w Pakse zionie nuda wiec nauczony doswiadczeniem z poprzedniej podrozy z Jedrzejem postanowilem nie zalowac kasy i zapalcic(choc z wielkim bolem serca) 21$ za jednodniwa wycieczke do Bolaven Plateau. Jest to kraina o wysokich walorach krajoznawczych i przyrodniczych. Poza tym lokalna spolecznosc uprawia na tym terenie dwa rodzaje kawy (Robusta, Arabica) a takze zielona cherbate co stanowi dla nich calkiem luktratywny interes szczegolnie na handlu Arabica.
Wycieczka to polaczenie transportu samochodowego z elementami trekingu oraz degustacji lokalnych wyrobow i lunchu w okolicznej wiosce oraz kapieli w wodospadzie. Z wszystkich tych atrakcji najbardziej podobal mi sie treking po dzungli, ogladanie wodospadow no i oczywiscie sama kapiel w wodospadzie ktora jak dla mnie byla glowna atrakcja. Dzieki podpowiedzi inngo podroznika (Neronka) zakupione uwczesnie piwko Lao smakowalo wybornie po kapieli w wodospadzie - niezly relaks :)! (cos dla ciebie Kapselku :P)
Co ciekawe podczas lazenia po plantacji kawy zostalismy poczestowani cherbata a nie kawa?! Oczywiscie cherbata byla zielona i smaczna. Okoliczny plantator zbiera raz na 15 dni tylko najswiezsze i najmlodsze listki cherbaciane po czym suszy je w specjalnym bebnie podgrzewnym na ogniu. Tak spreparowana cherbata laduje w roznych opakowaniach z logo wlasciciela oraz jego facjata na nadruku. Poza zielona cherbata produkuje sie tu rowniez odmiane Ulung. Sa to nieco starsze i gorsze jakosciowo liscie cherbaciane ktore podaje sie rowniez procesowi suszenia jednak na wielkiej blasze ktora jest ogrzewana zywym ogniem od spodu. Susze poza wlasciwosciami aromatycznymi i organoleptycznymi roznia sie takze cena co stanowilo dla mnie niejaka bariere przed kupnem paczki do Polski. Dlatego tez poprzestalem na degustacji.
Biorac pod uwage ze wycieczka bardzo mi sie podobala i bylem z niej zadowolony, nie zaluje wydanych pieniedzy, choc zdecydowanie uwazam ze byla przeszacowana o jakies 5 do10$! Niestety turystyka zorganizowana w Laosie jest bardzo droga.

Zdjecia do tekstu.

Poludniowe wrota Laosu




Pakse to jak wiekszosc miasteczek w Laosie ulicowka z niewielka iloscia rozgalezien i przyleglosci. Oczywiscie jak wszedzie dworzec autobusowy jest polozony na jakims zadupiu 8 czy 10km poza miastem. Jest to nad wyraz celowe dzialanie po to by przybywajacy turysta musial konieczne wziac lokalny transport do centrum miasta w postaci tuk tuka za ktory miejscowi licza sobie jak za zboze. Gdy juz sie nieco nabierze doswiadczenia w podrozowaniu po tym kraju mozna sobie odpuscic targowanie sie z lokalnym tuktukowym nacigaczem i zlapac sie na zwyczajny lokalny transport wieloosobowy (w wiekszym tuktuku, za normalna cene)z towarzyszeniem przeroznych towrow spozywczych, zywego inwntarza lub koszy pelnych suszonych ryb tudziez zywych przewozonych w najrozniejszych opakowaniach.
W samym miasteczku nie wiele jest do roboty. W tej sennej miescinie zanjduje sie budyjska swiatynia, architektoniczne pozostalosci po Francuzach oraz... sporo agencji turystycznch ktore maja ceny z sufitu. Nie wiem jak oni to kalkuluja ale jednodniowa przejazdzaka w towarzystwie lokalnego przewodnika kosztuje od 21 do 40$.
Poniewaz moja zasoby finansowe nie pozawalaja mi na zadne ekstrawgancje lokalowe ani zywieniowe wynajolem pokoj w GH zarzadzanym przez Hindusow. Co ciekawe spora liczba Gh w Laosie jest wlasnoscia i/lub w zarzadzie Hindusow. Co to oznacza dla podroznika? Niestety nic dobrego. W duzym skrocie: brod, smrod i ubostwo oraz ciagly halas. Hindusi maja za nic czystosc w toaletach czy w miejscach sluzacych do mycia sie, wiec z obrzydzeniem mijalem prysznic a jedynie korzystalem z WC co rowniez nie nalezalo do przyjemnosci. Dodatkowa atrakcja byli biegajacy i wydzierajacy sie kamraci wlasciciela w godzinach pozno nocnych a ich ulubiona pora byly okolice godziny 0100. Biorac pod uwage ze spi sie w pokju posiadajacym jedynie lozko i krzeslo czlowiek chcac nie chcac ma nie wiele do roboty wieczorami poza odwiedzinami w kafejce interentowej wiec chodzi spac stosunkowo wczesnie. Z tego tez wzgledu ekscesy Hinduskich imprezowiczow powodowaly moje wybudzanie i wiercenie sie bez sesu przez nastepne 2, 3 czy 4 godziny w lozku bez mozliwosci zasniecia.
Pomijajac zakwaterowanie, wydaje sie, iz w Pakse problematyczne jest znalezienie taniego jedzenia. Wiekszosc miejsc typu restauracja oferuje posilki zaczynajace sie w cenach od 15 tys Kip. Jednakze moja wrodzona upartosc i ciekawosc zaowocowaly odkryciem kilku miejsc gdzie moglem dosc smacznie i nie drogo jadac kazdego dnia roznorodne posilki za niewielkie pieniadze zwyczajowo w cenie 10tys kip co jest rownowartoscia 1$.
W samym Pakse jak juz pisalem nie ma nic do roboty wiec wybralem sie nieco dalej na zachod od mista ale o tym nieco pozniej.

Zdjecia do Tekstu

Sabai-dee wedrowcze!



Laos jest zupelnie inny! Praktycznie wiekszosc podroznikow zgodzi sie z tym stwierdzeniem. Ale czy ten zachwyt Laosem i jego mieszkancami jest aby calkiem uzasadniony? Oczywiscie prawda jak zwykle lezy po srodku.
Podrozujac po Azji poludniowo-wschodniej na swej drodze mozna napotkac wiele odmiennych kultur zwyczajow i zachowan. Niektore sa ciekawe, inne fascynujace ale jest tez sporo meczacych czy wrecz drazniacych. Przyzwyczajenia i sposob postepowania azjatow moze niekiedy doprowadzic do "szewskiej psji" czy wrecz zniechecenia do dalszego zwiedzania.
Pierwsza i podstawowa wada mieszkancow Azji jest ich chorobliwa wrecz zdolnosc do oszustwa, kantowania i ukrywania prawdy. Widzac "bialego" wzbudza sie w nich natychmiastowa chec sprzedania czegokolwiek oczywiscie za podwojna lub potrojna cene! Odnosi sie to rowniez do swiadczenia niezliczonych uslug mniej lub bardziej potrzebnych podroznikowi.
Kazdy z odwiedzonych przeze mnie krajow ma jakas taka swoja dominujaca wade. W Wietnamie wiekszosc mijanych mieszkancow posiada wrecz maniakalna potrzebe sprzedawania czegokolwiek turyscie. W Kambodzy natomiast dominuje zasada kantowania i oszukiwania na cenach w kazdym przypadku a poza tym czesto stosowana zasada jest ustalanie z gory narzuconych cen dla bialych na transport i internet. W Tajlandi jest juz nieco lepiej ale za to jest sie caly czas otoczonym wszechogarniajaca komercja i nowoczesnoscia.
Biorac pod uwage tych kilka przykladow podroznik przekraczajacy granice z Laosem zdaje sie przybywac do zupelnie innego swiata! Nagle komercja znika, nikt ci niczego nie wciska ani nie wyludza pieniedzy a prawie kazda napotkana osoba serdecznie sie usmiecha i wypowiada slowa powitania Sabai-dee. To sparwia ze Laos wydaje sie rajem na ziemi a jego mieszkancy niezwykle przyjacielscy. Jednak uwazny obserwtor szybko sie zorientuje ze tu nie chodzi o jakas nadzwyczajnosc Laosu i Laotanczykow a tylko o to ze wszystko co do tej pory tak bardzo draznilo zostalo zastapione normalnoscia i zwyczajnoscia a powtarzane ne kazdym kroku Sabai-dee sprawia ze mozna poczuc sie milej i sympatyczniej posrod tych ludzi.
Isteniej jeszcze takze inne bledne przekonanie mianowicie o tym ze w Laosie jest tanio. Otoz zdecydowanie NIE! Laos wcale nie jest tanszy. Kwatery w GH sa w tych samych cenach co w Wietnamie ale bardzo czesto o zdecydowanie gorszym standardzie. Jedzenie jest calkiem smaczne ale stanowi mieszanke kuchni sasiednich karajow w cenach porownywalnych lub nieco wyzszych niz w juz wzmiankowanych miejscach. To co jest zdecydowanie najdrozsze w Laosie to transport oraz Turystyka! Ceny za jednoniowy treking sa dwukrtonie wyzsze niz w Wietnamie a program zazwyczaj jest ubozszy niz w osciennych krajach.
Czy jestem zadowolony z pobytu w Losie?Oczywiscie i bardzo chetnie kiedys tu znow wroce. Choc by na zakupy, lokalnych wyrobow i niezliczonej ilosci ciuchow i gadzetow ktore sa nieco tansze niz w Tajlandi i niesamowicie barwne i atrakcyjne. Gdyby nie moj nieznosnie ciezki plecak i brak kasy to napewno bym poszalal jeszcze na bazarze...
Sabai-dee!

sobota, 6 stycznia 2007

Bangkok i okolice



Po przebyciu niezapomnianej drogi z Siem Reap do Tajlandi wpadlem w objecia wszechogarniajacej oferty turystycznej. Bangkok to miejsce gdzie mozna wydac kazda ilosc pieniedzy w kazdej ilosci czasu na kazdego rodzaju rzeczy! W pierwszej chwili mozna dostac oczaplasu od ilosci wystawionych towarow na sprzedaz. Dopiero po po jednym dniu mozna sie do tego nieco przyzwyczaic i zaczac na spokojnie wychwytywac z natloku towarow to co moze byc interesujace lub potencjalnie nadajace sie do kupienia.
Nasz plan jednak byl inny niz szalenstwo zakupowe a mianowicie wypoczynek na plazy. Nastepnego dnia po przyjezdzie, po zalatwieniu wizowych formalnosci ruszylismy do Hua Hin. Jest to miejscowosc wypoczynkowa rodziny krolewskiej oraz sporej ilosci turystow z europy zachodniej a glownie ze skandynawi. Na kazdym kroku mozna spotkac lokale krwieckie i restauracje zachwalajace swoje uslugi praktycznie we wszystkich jezykach skandynawskich. Ceny jak przystalo na klientele, wyrazone w Euro w skali europejskiej.
My jednak, pomimo drogiego hotelu postanowilismy spedzic czas w Hua Hin wylegujac sie na plazy w slonecznych promieniach. Morze okazalo sie nad wyraz zimne jak na Tajlandie (wlasciwie jak Baltyk podczas lata)m wiec bez zalu zrezygnowalismy z kapieli wodnych na rzecz tych slonecznych. Czas na lenistwie uplywal szybko, wiec juz 27 wsiedlismy ponownie w autobus do Bangkoku gdyz Karolina nastepnego dnia miala odlot do Polski.
28 stycznia Karolina w godzinach pozno wieczornych odleciala a ja zostalem sam jak sie pozniej okazalo na kolejny miesiac podrozy. Oczywiscie chcialem znow polezec na plazy az do nowego roku jednak okazalo sie ze ceny w Bang seam beach w tym okresie wzrosly prawie pieciokrotnie (happy new year jak mawiali tubylcy) wiec jak niepyszny wrocilem do Bangkoku i tak spedzilem na spaniu, ogladaniu filmow na DVD i necie 4 beznadziejne dni czekajac na przyjazd Justyny.
Jak juz pisalem jednak nie bylo nam sie spotkac. Samolot Justyny sie opoznil, a ja majc dosc czekania kupilem na 3.01 bilet do Vientiane w Laosie i ruszylem znow w droge!
Ten wpis jest nieco nietypowy tak jak moj pobyt w Tajlandi byl nieco nietypowy. Wszystkie wydarzenia i ogrom Bangkoku oraz bezcelowe oczekiwanie tak bardzo mnie rozleniwily i zniechecily do wszelkiej dzialalnosci ze praktycznie nie zrobilem zadnych zdjec przez tydzien czasu a w samym Bangkoku nie zwiedzilem nic!

Zdjecia do tekstu

czwartek, 28 grudnia 2006

Droga do Bangkoku wyglada tak.



Podroz do Bangkoku z Siem Reap w Kambodzy jest przezyciem samym w sobie i jak pomysle o tej drodze w porze deszczowej to raczej przekracza to moja wyobraznie. Podobno gdy pada i rzeka przerwie droge i rozleje sie po okolicy to wtedy autobusy dojezdzaja po obu stronach zalanej drogi a podrozni sa przemieszczani miedzy autobusami za pomoca lodzi w rwacych nurtach powodziowej rzeki. Mnie na szczescie to ominelo ale i tak niezle wytrzeslo. Droga jest caly czas w nieustannej budowie podczas podrozy mozna zaobserwowac kazde jej stadium. Od kolonnialnych pozostalosci waskiej drogi z szczatkowymi sladami asfaltu, poprzez gigantyczne wykopy, jeden pas gotowy do wylewania betonu i asfaltu po szeroka na 4 pasy gotowa droge pod beton i asfalt. Za jakis czas tego juz nie bedzie wiec przygody tez nie, wiec warto bylo jeszcze sie na to zalapac i przejechac. Ja to robilem w nie klimatyzowanym autobusie z chusta na twarzy bo inaczej by sie zakurzyl na smierc, ciekawy jestem jak wytrzymuja to ci goscie na pace tych Jeep'ow?! Podroz do Bangkoku z przesiadka na granicy zajela nam ponad 10h ale w porze deszczowej moze to byc nawet drugie tyle....
Zdjecia z przejazdu

Informacje praktyczne - przykladowe ceny w Kambodzy

hotel (dwojka) a/f zimna woda 5-8tys R
wiza jednorazowa w wawie 85pln
internet 1h 2-4tys R
tuktuk 6-8tys R
motocykl po miescie 3-4tys R
zupka z roznosciami 2-4 tys R
ryz/makaron z warzywami z miesem 3-8tys R
nalesnik z warzywami 3-6tys R
szaszlyk 500-1tys R
sajgonka 300 R
bulka na parze 2tys R
dobry obiad z grilla 3,5$
ananas/arbuz porcja 1-2tys R
mango 4tys R
piwo puszka/butelka 6-8tys R
piwo dzbanek 1l 6-10tys R
woda 1,5l 2-4tys R
woda 0,5l 1-3tys R
shake owocowy 2tys R
sok z trzciny cukrowej 500-1tys R

Cud Swiata czyli Angkor Wat



Jakies ponad 10 lat temu po raz piewrszy uslyszalem o Angkor Wat. Informacja pochodzila z ktoregos tam programy telewizyjnego. Do dzis pamietam jak zachwycano sie nad unikalna architektura obiektu oraz kultura i potega narodu ktory stwarzyl tak niepowtrzalny kompleks architektoniczny na skale swiatawa godnym nazwy jednego z cudow swiata! Poza zachwytami w programie wskazano na konieczniosc ochrony zabytku przed niczacymi czynnikami naturalnymi oraz niekontrolowanymi grabiezami licznych artefaktow z terenow swiatynnych. Komentator nie omieszkal wspomniec rozniez o naplywie coraz wiekszej rzeszy turystow i zadeptywaniu zabytku co nieuchronnie ma doprowadzic do jego degradacji oraz poglebienia zniszczen, zasmiecania i kradziezy.
Dzis uswiadamiam sobie ze ow program byl nakrecony niedlugo po tym, jak Kambodza po straszliwych latach rzadow cymbala Pol Pota i jego polplecznikow zaczela sie otrzasac ze swojego holocaustu i znow pojawili sie w kraju turysci oraz naukowcy i archeolodzy.
Teren Angkor Wat jest wielki. Najlepiej sobie wyobrazic sobie jego ogrom patrzac na zdjecie z lotu ptaka.
Ale czy rzeczywiscie jest sie nad czym zachwycac? Oczywiscie ze tak ale...
Nie byl bym soba gdyby sie nie pojawilo tradycyjne ale :P! Uwzgledniajac ze obiekt ma jakies 1500 lat i czas oraz miejsce w ktorym zostal wybudowany przy urzyciu niezbyt skomplikowanych czy wyrafinowanych narzedzi oraz urzadzen kaze zachwycic sie juz na sama mysl o Angkor Wat. Trzeba bylo nie malego rozmachu, pieniedzy i organizacji by stworzyc tak wspanialy kompleks budowlany! Biorac pod uwage ze w tym czasie w Europie gnilismy w okowach wczesnego sredniowiecza, paprzac sie jak swinie w blocie, budujac w stylu romanskim zgrzebne klitki okraglakow, tym bardziej jest sie czym zachwycac. Podczas najwiekszego swego rozkwitu Angkor Wat byl zamieszkany przez ponad milionowa spolecznosc Khmerow. Stworzyli oni wspanial kulture i architekture rozwijajc swoja potege poprzez podboj i kolonizacje okolicznych narodow i terenow. Byli wielcy, byli wspaniali, byli potezni i sie skonczyli....
Jak kazda wielka potega:Babilon, Grecja, Rzym, Mongolowie, Orda Osmanska w koncu upadli i znalezli sie na cale wieki w zapomnieniu. Wspaniale budowle, kopleksy swiantynne, zabudowania gospodarcze wszystko to bezlitosnie pochlonela dzungla za nic majac uwczesne swietosci, wspanialosc i kunszt rzemieslnikow oraz wladcow ktorzy stworzyli ogromnym kosztem swe dzielo. Czas, rabusie oraz wojny dopelnily dziela zniszczenia pozostawiajac na miejcu wspanialosci sterte kamieni porosnietych wybujala roslinnoscia.
Dzis rzad Kambodzy pragnie przy duzym wsparciu finansowym i technicznym licznych oragnizacji miedzynarodowych zachowac dla przyszlych pokolen kompleks Agkoru. Dokonuje sie wielu prac badawczych oraz konserwtorskich. Niektore obiekty celowo pozostawia sie pod dzialaniem natury by pokazac jak srodowisko naturalne potrafi poradzic sobie z dzialanoscia czlowieka ktory porzuca swe dzielo.
Wybralem sie jednodniowe zwiedzanie Angkor Wat wybierajac opcje "long tour" z kierowca Tuk Tuka wychodzac z zalozenia ze nie mozna dluzej ogladac nawet najwspanialszej ale nadal tylko kupy kamieni. Moja decyzja byla trafna, oczywiscie jak dla mnie. Po calym dniu od 0430 do 1700 zwiedznia mialem serdecznie dosc wszystkigo co bylo zbudowane z kamienia czy cegly i wymaglo by podziwiania. Zdaje sobie sprawe iz znawca architektury mogl by tam spedzic pewnie i kilka dni zachwyacajac sie wszelkimi detalami, no ale do tego potrzebne jest wczesniejsze przygotowanie i rzeczowa wiedza na dany temat.
W drodze powrotnej do hotelu zastanawialem sie co tez teraz moze wzbudzic moje wieksze zainteresowanie skoro zobczylem cos czym ponad dziesiec lat temu sie zachwycilem i nie bardzo wierzylem ze kiedykolwiek zobacze....

Duuuzo zdjec do ogladania!